
Ten biedny frajerzyna jest uśmiechnięty, bo jeszcze nie wie, że zaraz ujrzy piekło.
Pamiętasz pewnie tego Prezydenta, o licznym potomstwie, który wspominał o wyborze między dżumą a cholerą? Wielu obserwatorów sceny politycznej mylnie zinterpretowało błyskotliwą myśl Lecha Wałęsy jako komentarz wyborczy; w rzeczywistości Noblista miał na myśli zupełnie co innego.
Moim zdaniem, chodziło mu o to, czy z dzieciakami na wakacje jechać w nocy, czy w trakcie dnia.
Zastanów się bowiem przez chwilę: masz do przejechania pewnie ze 400 kilometrów. Towarzystwo na tylnej kanapie – albo jedno-, albo kilkuosobowe. Być może w ramach reprezentacji pokolenia dorosłego będziesz miał do dyspozycji matkę dzieci, co może okazać się bardzo cenne. Jeśli nie – tym uważniej przeczytaj nasze wskazówki.
Pierwsza, bardzo ważna decyzja, to wybór czasu wyjazdu. Jeśli jedziesz w dzień roboczy, masz pewnie jakieś sprawy do pozałatwiania, dzieciaki do odebrania ze szkół, przedszkoli lub po prostu do wyjęcia z niemowlęcego kojca. Wszystkich trzeba spakować, o niczym nie zapomnieć, niewykluczone, że wcześniej uzupełnić zapasy prowiantu suchego i mokrego w lokalnym przybytku handlowym. Załadować to do samochodu i ustalić marszrutę.
Powiedzmy sobie szczerze: zarówno jadąc w dzień, jak i w nocy, masz przechlapane.
Czas, który pierwotnie zaalokowałeś na każdą z tych czynności możesz od razu i z automatu wydłużyć o drugie tyle: w międzyczasie okaże się, że bliźniaki się pokłócą, niemowlaka będziesz musiał przewinąć, a potem nakarmić, a potem przebrać, bo się pewnie obrzyga; pies akurat dziś przestanie się słuchać i zanim go znajdziesz, znów trzeba będzie przewinąć dziecko, uspokoić starsze rodzeństwo, wypić kawę, bo zacznie się późniejszy wieczór.
W końcu jednak spakowani ruszacie w trasę. Noc ma to do siebie, że wszyscy mogą pójść spać, zostaniesz więc tylko ty i droga. I tu zaczynają się schody, bo nie istnieje taki rodzic, który nie chciałby sobie też kimnąć, gdy wszyscy się uspokoili. Kilometry jakoś za szybko nie lecą, czas dojazdu podawany przez nawigację jest niemalże w latach świetlnych, a powieki stają się coraz cięższe i cięższe.
Tak, jazda w nocy jest bardzo ryzykowna. Istnieje zjawisko tak zwanego mikrosnu, w który można zapaść na ułamek bądź kilka sekund. Nie potrzeba do tego wiele: w zasadzie wystarczy kilkunastogodzinne zmęczenie, monotonia drogi, umykające pasy wymalowane na jezdni, przymykanie oczu by łatwiej znieść odbicia światła od znaków drogowych. W jego trakcie
zauważalne są trwające od trzech do czternastu sekund zmiany aktywności mózgu: fale alfa (8-13 Hz) towarzyszące czuwaniu są zastępowane falami theta (3-7 Hz) [za Wikipedią]
Jest oczywiste, że mikrosen niesie ze sobą szczególne niebezpieczeństwo, gdy ma miejsce w sytuacjach wymagających uwagi – takich, jak prowadzenie samochodu właśnie. Z punktu widzenia kierowcy, nagle dociera do niego nieprzyjemna świadomość, że nie pamięta ostatnich kilku- bądź kilkunastu sekund. Niemalże podskakuje na swoim siedzeniu. Nie musi zdawać sobie sprawy, że przez ten czas trwał właśnie w mikrośnie, choć to właśnie miało miejsce. W trakcie takiego epizodu ryzyko wypadku jest bardzo, BARDZO, BARDZO podwyższone.
Cieszyłeś się na nowe autostrady? Cóż, w nocy są twoim wrogiem: monotonia jazdy po pustej, szerokiej i równej drodze być może jest wspaniała w dzień – gdy jest się samemu w aucie – ale w nocy autostrada jest największym wrogiem zmęczonego kierowcy. W trasie, takiej zwykłej, możesz przyczepić się do poprzedzającego pojazdu i za nim dojechać aż pod sam jego garaż. Możesz wyprzedzać samochody, co zawsze gwarantuje przypływ emocji, a więc przyśnięcie ci nie grozi. Co innego na autostradzie.
Ciąg dalszy artykułu na kolejnej stronie.