- tatapad - https://tatapad.pl -

Chrzcić, czy nie chrzcić? Dla niewierzącego to jest pytanie.

Polska to kraj katolicki, w którym chrzest każdego nowo narodzonego dziecko to ustawienie fabryczne. W przypadku, gdy oboje rodziców wierzy i praktykuje, problemu nie ma – chrzcimy dzieciaka i po sprawie. Co jednak w przypadku takim jak mój? Oboje z Anią jesteśmy osobami niewierzącymi i nie uważamy, żeby chrzest naszej córki był warunkiem sine qua non.

Chrzcić czy nie?Ja zostałem ochrzczony przez rodziców w drugim miesiącu życia i byłem wychowany w rodzinie religijnej. Z biegiem lat – na skutek pewnych wydarzeń życiowych oraz własnych przemyśleń odsunąłem się najpierw od instytucji, a potem od samego konceptu. Oczywistym jest, że dwumiesięczne dziecko nie zostaje ochrzczone w swojej wierze tylko w wierze rodziców, ponieważ – co naturalne – rodzice rzadko kiedy uważają, że pociecha może chcieć iść własną drogą.

Zapominają jednak o tym, że dwumiesięczne dziecko nie ma bladego pojęcia co się dzieje i że to włączenie do kościoła dzieje się bez jego zgody i udziału.

Dopiero później taki młody człowiek – w wieku lat kilkunastu, a może jako dorosły – jest na tyle rozwinięty umysłowo, że może podjąć świadomą decyzję na temat swoich poglądów religijnych i ewentualnie religii, której wyznawcą chciałby oficjalnie zostać.

Dla mnie i dla Ani to jasne jak Słońce, że nasza córka nie została ochrzczona. Chcemy, żeby jej decyzja w tej materii była w pełni świadoma, a nie narzucona odgórnie – tym bardziej, że dokonanie apostazji (oficjalnego wypisania się z kościoła) jest praktycznie niemożliwe. Naturalnym jest również to, że kiedy Lilka podrośnie i przyjdzie do nas by oznajmić, że wierzy (w dowolną religię) i chciałaby oficjalnie zostać członkiem tegoż kościoła (przyjąć chrzest, przejść akikę, obmyć stopy bezdomnemu czy spełnić wymogi jakiejkolwiek innej religii) – a my będziemy mieć pewność, że jest pewna swoich uczuć/wierzeń i że nikt nie zrobił jej „wody z mózgu”, to oczywiście, pomożemy jej zrealizować to zamierzenie.

To ma być jej świadoma decyzja!

Niemniej jednak pozostają trzy kwestie, które trochę mnie martwią:

1. Presja rodziny. To zmartwienie jest mniejsze. Już kilka miesięcy przed urodzeniem córki doświadczyłem nacisków, które najkrócej mogę podsumować cytatem: „Dlaczego nie chcesz ochrzcić córki?”. Niestety, moje powyższe wytłumaczenie do niej nie trafia. Rodzina uważa, że powinienem to zrobić. Na szczęście, po pierwszych trzech rozmowach na ten temat zaczęliśmy poruszać inne kwestie na rodzinnych spotkaniach.

2. Presja otoczenia. To jest nasze większe zmartwienie – ponieważ Lilka może w szkole podstawowej, od nauczycieli, kolegów i koleżanek doświadczać ostracyzmu (będącego tak na prawdę odzwierciedleniem poglądów rodziców czy nauczycieli uważających swoją religię za jedyną słuszną i próbujących ją narzucić wszystkim w swoim otoczeniu). I to jest kwestia, która mnie tak naprawdę martwi, bo ostatnim czego chcę, to żeby córka z powodu moich decyzji przeżywała ciężkie chwile; z drugiej jednak strony nie mam zamiaru chrzcić jej „dla świętego spokoju”, w efekcie wewnętrznego konformizmu… i stąd prosta droga do kolejnego punktu:

3. Ostatnie lata uzmysłowiły mi również, że problemem może być pierwsza komunia i moda na zasypywanie dziecka prezentami za grube tysiące. Już postanowiłem, że trzeba bedzie długo i dokładnie przedyskutować ten temat z Lilką, gdy nadejdzie czas. Ja w każdym razie już planuję urlop – najlepiej gdzieś daleko – na rok 2022, na maj…

Macie jakieś przemyślenia w tym temacie?