
Jest zupełnie normalnym, że dzieci eksperymentują z kłamstwami. Zaczynają bardzo wcześnie – mniej więcej na wysokości drugiego roku życia – i rozwijają tę umiejętność do dwunastego, w którym następuje szczyt zainteresowania sztuką mówienia nieprawdy. Tak wynika z badań prowadzonych przez kanadyjskiego uczonego, Kanga Lee.
Niektóre z kłamstw to nieszkodliwa fantazja – powodowane są wyobraźnią, zacieraniem świata wymyślonego i rzeczywistego. Inne, to dobrze nam znane „białe kłamstwa”, które mają przynieść korzyść komuś innemu, lub ochronić przed urażeniem ich uczuć; te drugie dziecko wprowadza do swojego arsenału zachowań około szóstego roku życia. Jednak zdecydowana większość kłamstw, serwowanych przez dziecko (ale i dorosłych) ma na celu jednak uniknięcie kary, pokazanie siebie w lepszym świetle, lub zatajenie czegoś.
To właśnie dlatego trzylatek, zapytany o to, kto rozbił wazon, powie: „nie ja!”. I dlatego dziesięciolatek, który nie opanował jeszcze ułamków, może zapewniać rodziców o odrobieniu pracy domowej.
Ten rodzaj kłamstw może przerodzić się, szczególnie u chłopców, w działalność stricte szkodliwą. Kiedy Maria wmawia przez kilka godzin swojej opiekunce, że mama pozwala jej jeść lody przed obiadem, w końcu je dostanie; podobnie, gdy Mateusz przekonuje, że limit grania na konsoli został zniesiony. Wracający do domu rodzice są w szoku, tymczasem dziecko przekonuje się, że naginanie rzeczywistości czasem przynosi nadspodziewane efekty.
Bywają jednakże i takie kłamstwa, które nie służą absolutnie niczemu. Tak jak w przypadku Krzysia, syna mojego znajomego, dla którego dwa i dwa nigdy nie równało się cztery. Upierał się przy różnych wynikach, tylko dlatego, że mógł. Jego rodzice podejrzewali, że chce w ten sposób zobaczyć, co się stanie; cóż, wiedza ludzkości na temat matematyki się nie zmieniła, wiedza rodziców na temat dziecka – owszem.
Okazuje się bowiem, ze im bystrzejsze dziecko, im większe jego zdolności poznawcze, tym więcej kłamstw – bo ten złożony proces wymaga zaangażowania wielu elementów mózgu naraz. Ściema wymaga, by najpierw ustalić, jaka jest prawda, a potem dokonać manipulacji tą informacją. Zdolność takiego kłamania, by udało się sprawnie oszukać rodziców, wymaga ogromnych pokładów intelektu; rodzice Krzysia podejrzewają, że ich syn bardzo szybko osiągnie ten etap. Na ich pocieszenie możemy dodać, że biegłość w oszustwach często łączy się z wysokimi umiejętnościami społecznymi, ujawniającymi się w dorosłym życiu.
mammma
26 września 2014 at 15:09
czyli im inteligentniejsze dziecko tym więcej kłamie, ciekawe czy Ekman, specjalista od kłamstwa też tak sądzi, widziałam, że wydał książkę, chyba dzieci kłamią, albo dlaczego dzieci kłamią