Klapsy, stosowane między drugim a szóstym rokiem życia, zrobią z dziecka geniusza? Tak twierdzi profesor psychologii Marjorie Gunnoe z amerykańskiego koledżu.
Tak wygląda kobieta, której badanie nad wpływem klapsów na późniejsze życie dziecka przeczy aktualnemu i, najprawdopodobniej słusznemu podejściu – że dzieci należy dyscyplinować w inny niż fizyczny sposób.
Według jej pracy pod tytułem „Slapped Children perform better„, dzieci, którym rodzice od czasu do czasu tłumaczą fakty metodą kontaktu fizycznego, osiągają w życiu więcej sukcesów.
Szacowna Pani Profesor, na co dzień wykładająca psychologię na Calvin College w stanie Michigan, przebadała 2,600 osób metodą kwestionariuszową. Jak wyznała gazecie Daily Mail,
Opinie, które powtarza się by przekonywać dorosłych do zaprzestania używania klapsów, przestają być zgodne z prawdą. Choć mnie również wydaje się, że klapsy są niebezpieczną metodą wychowawczą, jestem przekonana, że zdarzają się sytuacje na tyle istotne, że sięgnięcie po niebezpieczne metody wydaje się uprawnione. Nie można wykorzystywać klapsów przy każdej sytuacji.
Jedna czwarta osób, które profesor Gunnoe przepytała, nigdy w życiu nie była karanych w ten sposób. Odpowiedzi na pytania dotyczące metod wychowawczych rodziców były porównywane z przebiegiem życia. Sprawdzano między innymi szkolne wyniki, poziom optymizmu, którym określali przyszłość, moment inicjacji seksualnej, skłonności do zachowań antyspołecznych i przemocy, a także depresji.
Spośród wszystkich przeanalizowanych przypadków, najlepiej w określanych jako pozytywne kategoriach wypadli nastolatkowie, którzy dostawali klapsy od czasu do czasu w wieku od lat dwóch do sześciu. Wysoko oceniono ich osiągnięcia w nauce, sami częściej decydowali się na kontynuację edukacji na uczelniach wyższych, a ponadto – chętniej brali udział we wszelkiego rodzaju wolontariatach.
Ci, wobec których rodzice stosowali kary cielesne również pomiędzy siódmym a jedenastym rokiem życia, zanotowali znacznie gorsze wyniki we wszystkich negatywnych kategoriach, jednakże mieli najlepsze wyniki na uczelniach. Częściej brali udział w bójkach i mieli skłonności do znaczących obniżeń nastrojów.
Co wydaje się oczywiste, ci, którzy byli wciąż łajani w trakcie badania, wyniki mieli tragiczne.
Pani profesor, której udało się – choć jest to zadanie niezwykle trudne – wyizolować nieskażoną klapsami grupę kontrolną, tak skomentowała powyższe wyniki:
Nie powinno się patrzeć na moje badanie jako na przyzwolenie wobec używania klapsów. Jednakże jego wyniki stoją w jasnej sprzeczności z zamiarami tych wszystkich, którzy chcą mieć – jako rodzice – wolność wyboru stosowanych metod wychowawczych. Sama nie popieram klapsów, ale nie dysponujemy dziś żadnymi przesłankami, by ich zakazywać w każdym przypadku.
Mogłoby się wydawać, taka w każdym razie jest najczęstsza argumentacja osób zapoznających się z tym badaniem, że „świetne” wyniki dzieci, wobec których używano tak średniowiecznych metod wychowawczych, wiążą się z ich strachem czy dużym poczuciem lęku. Przeczą temu jednak niskie wyniki w negatywnych kategoriach, takich, jak poczucie zagrożenia. Jednak jest całkiem możliwe, że tak silnie nie odczuwają tego rodzaju kar, jeśli są one wymierzane sporadycznie, w przypadkach, które dla stosujących je rodziców mogą wydawać się skuteczne.
Choć wiele stowarzyszeń amerykańskich, których cele są związane z krzewieniem pozytywnych wzorców wychowawczych na to jedno badanie przywołuje dziesiątki przeczących, rodzice zrzeszeni w ramach „Parents Outloud” („Rodzice na głos”) ustami swojej rzeczniczki podsumowali rezultat pracy profesor Gunnoe:
Lekkie klapnięcie bywa najskuteczniejszą metodą nauczenia dziecka, że robi coś, co jest złe, albo wręcz niebezpieczne – dla niego lub innych osób. Można to rozpatrywać w kategoriach działań prewencyjnych.
Jakkolwiek wszystko, co nie mieści się w kategoriach lekkiego klapsa jest zdecydowanie złe, rodzice powinni mieć wolność w decydowaniu, które z metod karania ich własnych dzieci uważają za słuszne, bez ryzyka, że ktoś wezwie policję.
Głos zajął także Aric Sigman, psycholog, autor książki „Zepsute pokolenie: oraz jak odzyskiwanie autorytetu rodziców uszczęśliwi nasze dzieci i społeczeństwo”. W wypowiedzi dla Sunday Times powiedział:
Sam pomysł, że klaps i przemoc rodzicielska są na tej samej skali, jest szalona i zbyt często powtarzana, przez co rodzice mogą mylnie uważać, że lekkie klapnięcie dziecka w dłonie czy pupę jest tym samym, co uderzenie go w głowę.
Jeśli robią to w sposób usprawiedliwiony rodzice, którzy na co dzień okazują dziecku miłość i oddanie, społeczeństwo nie powinno nikogo z tego rozliczać. Powinno się im ufać na tyle, by wiedzieć, że odróżnią klaps od uderzenia dziecka w twarz.
Redakcja tatapad – pierwszego polskiego portalu dla ojców w żadnym wypadku nie zaleca stosowania takich metod. Nie jesteśmy zwolennikami i nie akceptujemy kar cielesnych, choć niektórzy z naszych Autorów byli im poddawani za młodu, a czasem zdarzyło im się stracić cierpliwość. Nikt nie jest doskonały. Pragniemy jednak w tym miejscu przypomnieć, że są to metody co najmniej nieetyczne, wysoce ryzykowne, krzywdzące i dziecko, i rodzica, a ponadto – zabronione na mocy polskiego prawa (na mocy Ustawy o Przeciwdziałaniu Przemocy w Rodzinie, ale także Kodeksu Karnego).
Tym wszystkim, którzy wydają się zachęceni pomysłem takiej – być może skutecznej – motywacji dzieci do większego życiowego wysiłku, chcielibyśmy przypomnieć słowa Janusza Korczaka: „Nie ma dzieci. Są mniejsi ludzie o mniejszym zasobie słów i innym podejściu do uczuć”. Czy jakoś podobnie.