
Najlepszy przyjaciel człowieka… i czynnik ryzyka
Jeśli więc wasz syn bądź córka bywa dość często u lekarza, a przypisywane sterydy/antybiotyki/leki na alergię pomagają tylko na chwilę, znaczy, że jest zaleczane objawowo, a nie leczona jest przyczyna. Według danych Sanepidu, aż 90% dorosłych jest bezobjawowym nosicielem przynajmniej jednego pasożyta ludzkiego.
Ich przetrwalniki – zarodniki, czyli cysty – są praktycznie wszędzie. Lamblią wcale nie zaraża się, jedząc końcówki bananów! Na klamkach, włącznikach świateł, sklepowych wózkach. Klawiaturach i telefonach. Jaja lamblii potrafią przeżyć pół roku poza organizmem nosiciela, a ich zniszczenie jest bardzo trudne: czyszczenie domu według bardzo rygorystycznych standardów to jedny skuteczny sposób, bo nie zabija ich chlor. Giną wyłącznie w wysokiej (ponad 67 stopni Celsjusza) temperaturze.
Pasożyty sprawiają, że dziecku grozi między innymi zatrzymanie rozwoju (wzrastania i mózgu)
Pasożytom towarzyszy bardzo często rozrost stale obecnych w naszych organizmach drożdżaków – grzybów z gatunku candida. Działają w symbiozie z niechcianymi pasażerami. Mają w dodatku fascynującą właściwość, która umożliwia im sterowanie łaknieniem swojego gospodarza. Wytwarzając substancję będącą analogiem insuliny, sprawiają, że spada człowiekowi cukier we krwi, a więc musi go szybko uzupełnić. Czym? Najlepiej – czekoladą…
Problem z tym zagrożeniem dla zdrowia jest taki, że uniknąć pasożytów się nie da. Jedyne, co możemy robić dla siebie i naszych dzieci, to dbać o odpowiednią odporność organizmu. Zdrowy styl życia: ruch, odpowiednia dieta, ograniczenie spożywania pszenicy, cukru i krowiego mleka mogą doprowadzić do sytuacji, w której larwy pasożyta będą trawione przez organizm. To korzystna sytuacja, bo żadnym białkiem nie powinniśmy gardzić.
Ogromną pomocą w osiągnięciu takiego stanu jest jedzenie czosnku, cebuli, aromatycznych ziół i picie (na czczo) soku z marchwi bądź buraków. Te działania nie wyleczą zarobaczonego organizmu, ale bardzo skutecznie zniechęcą pasożyty do kolonizacji.
Zmiany lifestyle’owe, choć niezbędne gdy chcemy odrobaczyć dzieci, są przeraźliwie drogie. Smażenie na oleju kokosowym, używanie oleju z pestek dyni, słodzenie ksylitolem, rezygnacja z wieprzowiny, zastąpienie pszenicy orkiszem a mleka krowiego – zbożowym nie dość, że eliminują możliwość jedzenia na mieście, to w dodatku obciążają budżet. Są to produkty kilkukrotnie droższe od tych najpopularniejszych, które powinniśmy wciągnąć na indeks.
Drogie są także leki na pasożyty: najskuteczniejszy, Zentel, dla czteroosobowej rodziny kosztuje blisko 600 złotych, i to przy założeniu, że uda nam się znaleźć tanią aptekę. Do tego dochodzą koszty badań, odrobaczyć należy także psy i pozostałe osoby mające ciągły kontakt z dzieckiem. Dorośli z pasożytem mogą żyć bez ogromnych konsekwencji. Dziecku grożą: zatrzymanie rozwoju, kłopoty z koncentracją, zaburzenia snu wpływające na rozwój mózgu i poznawcze czynności wyższe.
Dopiero terapia na pasożyty przeprowadzona dla wszystkich dzieci w okolicy może pomóc nam zlikwidować nawroty choroby – także w przypadku „wiecznie uczulonych“ dorosłych. To praktycznie niewykonalne, szczególnie, gdy dzieci chodzą do przedszkola. Te państwowe lub niepubliczne mają obowiązek informować rodziców o owsicy, lambliozie i innych wykrytych sytuacjach: zaniedbanie tego obowiązku wiąże się z poważnymi konsekwencjami. Przedszkola czy żłobki prywatne nie muszą kiwnąć palcem.
Przyklejone do jelita robaki zjadają to, co potrzebuje rosnący organizm. Warto, byśmy pamiętali, że oprócz wirusów, bakterii i grzybów są jeszcze organizmy, o których lekarze nie chcą – lub nie pamiętają.
Pingback: Pasożyty – nie tylko wirusy i bakterie? | Dom Gosi
Pingback: Pasożyty – nie tylko wirusy i bakterie? | Dom Gosi
Pingback: List doktor Wartołowskiej - objawy pasożytów u dzieci. | tatapad - tatapad